
Wydawało się, że to będzie jeden z najbardziej satysfakcjonujących momentów w karierze Danielle Collins. 31-letnia Amerykanka w imponującym stylu pokonała Igę Świątek – trzykrotną mistrzynię turnieju w Rzymie – 6:1, 7:5, przerywając swoją sześciomeczową serię porażek z liderką rankingu WTA. Ale zamiast fali uznania, Collins musiała zmierzyć się z czymś zupełnie innym – obojętnością i narracją, że Świątek „po prostu zagrała słabo”.
– „Myślę, że zagrałam naprawdę dobry mecz przeciwko Idze. Nie dostałam za to zbyt wiele uznania po spotkaniu. Cała narracja brzmiała raczej: ‘Świątek miała zły dzień’. To trochę odbiera radość z wygranej, gdy czujesz, że dałaś z siebie wszystko, a i tak nikt tego nie dostrzega” – powiedziała Collins, nie kryjąc rozczarowania.
Jej słowa mają moc. Collins zagrała jeden z najlepszych meczów sezonu – 32 wygrywające zagrania przy zaledwie 15 niewymuszonych błędach, a także skuteczność na returnie, realizując aż 6 z 8 break pointów. Świątek, z kolei, miała tylko 15 winnerów i aż 22 błędy własne, a jej skuteczność na break pointach wyniosła 2/10.
Choć zwycięstwo Collins było bezdyskusyjne, przekaz medialny po meczu skupiał się głównie na „słabości” Świątek, a nie na sile rywalki. To właśnie ta reakcja najbardziej zabolała Amerykankę.
– „Byłam zadowolona z tej wygranej, ale… to nie było tak satysfakcjonujące, jak sobie wyobrażałam” – przyznała z lekkim uśmiechem.
Collins przegrała potem z Eliną Switoliną w kolejnej rundzie w Rzymie, ale szybko wróciła na zwycięską ścieżkę, pokonując Sofię Kenin 6:1, 1:6, 6:2 w pierwszej rundzie w Strasburgu.
Czy Danielle Collins wykorzysta ten moment jako motywację do kolejnych niespodzianek? Jedno jest pewne – jej głos został usłyszany, a kibice coraz częściej zauważają, że emocje po meczu nie kończą się na wyniku.